Skończyłem granie w demo "Dominance". Najnowsza produkcja Seiego Shuojo, przynajmniej w wersji demo nie zrobiła na mnie wielkiego wrażenia. Bardzo lubię gry w klimatach science fiction, więc obiecywałem sobie po niej dużo. Do tego grafiki i projekty robiły wrażenie. Przeszłość autora, odpowiedzialnego za takie klasyki jak "Bible Black" też robiła swoje. Ale teraz, kiedy skończyłem już demo, moje oczekiwanie na tą grę mocno straciło na sile.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą recenzja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą recenzja. Pokaż wszystkie posty
niedziela, 21 kwietnia 2013
niedziela, 7 kwietnia 2013
Yin-Yang! X-Change - Recenzja
Tytuł (oryginalny): Yin-Yang: X-change Alternative
Tytuł: Yin-Yang: X-change Alternative
Wydawca (oryginalny): Crowd
Wydawca: Peach Princess
Rodzaj: visual novel
Platforma: PC
Data wydania w Japonii: 2004
Data wydania w USA: 2006
Kaoru Sakurazuka to 100% faceta w facecie, męskości męskości, twardy ziomal, którego obrażenie może skończyć się bolesną ustawką za szkołą. Obrazić Kaoru jest bardzo łatwo, bo na pierwszy rzut oka żaden z niego hellraiser. Jest niewysoki a twarz pasowała by bardziej do dziewczyny niż do faceta. Jednak jest na tym punkcie bardzo czuły, już za przypomnienie o tym można zarobić w szczękę. W szkole wzbudza strach u jednych oraz zazdrość i wściekłość u drugich. Jak to możliwe że tak niebojowo wyglądający facet jedną ręką rozkłada na łopatki wszystkich szkolnych twardzieli, nawet po kilku na raz? Sam Kaoru lubi ten styl życia, a jego dwaj kumple - muzyk Touja i zbol Renji, jakoś z nim żyją (bo we trójkę wynajmują mieszkanie). Bohater czasem tylko trochę żałuje, że przez taką opinię boją się go też dziewczyny. A najgorsze jest to, że ta, którą sobie upatrzył to Mizuki Asakura, typowa nieśmiała kujonka, która ma problemy, aby odezwać się nawet do zwykłego faceta, o takim chuliganie jak Kaoru nie mówiąc. Kaoru imponuje jej, ale na przypadkowych spojrzeniach i przypadkiem wymienianych zdaniach wszystko się kończy. Ale czy na pewno?
Od pewnego czasu bohatera dręczą zawroty głowy. Kiedy po lekcjach zdarzyło mu się stracić przytomność, to właśnie Mizuki zaciągnęła go do szkolnego lekarza - Soumeia. Ten dał mu środek na wzmocnienie i odesłał do domu. Środek pomógł, ale tylko na pewien czas. Następnego dnia, gdy Kaoru znowu poczuł się słabo, pobiegł do gabinetu. Lekarza nie było, ale na biurku leżała butelka, więc Kaoru bez namysłu wypił jej zawartość. I tak wszystko się zaczęło, bo następnego dnia, gdy obudził się rano i poszedł się umyć, zauważył, że pod ubraniem znajduje się nieco inne ciało niż to, które do tej pory tam było. Piersi jakby większe, twarz jeszcze bardziej delikatna i kobieca, bardziej szczupłe ręce i nogi, talia, a między nogami czegoś brakuje. Tak, Kaoru zmienił się w dziewczynę, w dodatku całkiem ładną. Dla kogoś, kto całe życie denerwowało wspomnienie o tym, że ma dziewczyńską twarz, to tragedia. Ale to dopiero początek kłopotów bohatera, które jednak mogą skończyć się bardzo pomyślnie. A jak się skończą, to zależy od nas, bo to właśnie w Kaoru wcielamy się w tej grze.
"Yin-Yang! X-Change Alternative" to gra haremowa. Zobaczmy więc, kogo będzie miał do wyboru gracz. Na początku jest Mizuki, nieśmiała dziewczyna, która dla skobieciałego Kaoru stanie się opiekunką nr. 1. Teraz może z nim być ile chce i nikt nie będzie twierdził, że to randki. Kaoru też nie ma nic przeciwko temu. Mizuki ma jednak pewien mało chwalebny sekret... Druga w kolejce jest Sakuya Kamishiro, bojowa dziewczyna, nawet do szkoły chodząca z mieczem, który wcale nie jest ozdobą! Jest koleżanką Mizuki i dba o nią, ale silny i pewnym siebie Kaoru to mężczyzna po prostu stworzony dla niej. Ale Kaoru w wersji kobiecej? Sakuya jest poza szkołą kapłanką i uważam, że najciekawszą z dziewczyn występujących w tej grze. Miu Kotosaka to przybrana siostra Kaoru, córka mężczyzny, za którego wyszła matka głównego bohatera po śmierci jego ojca. Z tego powodu Kaoru mieszka z kumplami. Miu podkochuje się jednak w swoim "bracie" i nie da o sobie zapomnieć. Kyoka Saionji to przewodnicząca samorządu, pochodzi z bogatej rodziny. Cała szkoła zachwyca się jej urodą i talentami, samorządem dowodzi właściwie sama. Ma ona jednak ciemniejszą stronę swojej natury, i Kaoru ma pecha (albo fuksa) stać się obiektem jej zainteresowań. Ostatnia jest Yui Nanami, służąca Kyoki, która nigdy nie okazuje emocji. Ma brata bliźniaka - Rui, który wydaje się czuć sympatię do Kaoru. Ich rodzina od pokoleń służy rodzinie Saionji. A właściwie Yui nie jest ostatnia, bo są jeszcze inne zakończenia. Ciekawe jest to, że duża w tej grze rola przypada bohaterom męskim, którzy najczęściej w takich grach są w bardzo dalekim tle.
W grze mamy do dyspozycji wiele możliwości. Od tego co wybierzemy zależy czy Kaoru odzyska płeć męską czy resztę życia spędzi jako kobieta. Na dodatek jest tyle różnych wersji przejścia tej gry, że nie sądzę, żeby ktoś skończył po jednym razie. Podczas gry dziewięć razy zadaje nam się pytania, a od wyborów zależy los Kaoru. Niektóre pytania nie mają wpływu na grę, inne - bardzo duży. Prowadzi to do wielu sytuacji, najczęściej związanych z seksem. Bohater zaczyna grę jako dziewica, ale małe ma szanse, żeby tak skończyć. W "Yin-Yang" jest dość dużo seksu, w wersjach różnych, bo Kaoru, jako dziewczynie, zdarza się uprawiać go zarówno z kobietami jak i mężczyznami. Z tym drugim ma na początku wątpliwości, ale tylko na początku, potem mu przechodzi. Czasem w takich grach seks jest finałem rozgrywki, ale tutaj jest go dużo już w trakcie samej gry. Nie zawsze też ma on charakter romantyczny - jeśli ktoś lubi takie gry jako romanse, to może się zdziwić, co go (Kaoru) spotka. Ucieszą się za to fani yuri, bo scen z kobietami jest bardzo dużo. "Yin-Yang" jest też komedią - scen, podczas których gracz będzie się śmiał, jest niemało. To sprawia, że nawet długa rozgrywka się nie nudzi. W grze jest kilkanaście dróg przejścia. Niektóre związane są z tymi samymi postaciami, a różnią się tylko zakończeniem. Na przykład z Kyoką mamy aż trzy różne opcje, zależą one od tego, jak będziemy wobec przewodniczącej postępować.
Tym, co jest dla gier Visual novel niezbyt typowe jest to, że bohatera bardzo często widzimy na ekranie. Zwykle w takich grach akcję obserwujemy "jego oczami". Tutaj Kaoru od początku do końca pojawia się na ekranie gry, i jako facet i jako kobieta. Reszta jest taka sama jak w innych grach tego typu - czytamy rozmowy bohaterów i co pewien czas wybieramy odpowiedzi. "Ying-Yang" jest średnio długą grą, ale ma tyle zakończeń, że wymaga dużo czasu. Na szczęście jest bardzo dużo okienek do zapisywania gry. Jest też możliwość przewijania gry w czasie i zatrzymywania się dopiero przy pytaniach. To ułatwienie przy kolejnym przechodzeniu. Wszyscy bohaterowie mówią głosami, szkoda tylko, że angielskie są tylko napisy a nie głosy. Gra pozwala wybrać, które głosy mają być włączone a które wyłączone. Bohaterowie są rysowani w stylu takim dość typowym dla mang i anime dla dorosłych, dziewczyny najczęściej chodzą w bardzo ładnych mundurkach szkolnych. Podczas scen seksu zwykle obserwujemy obrazek i pod niego podłożone głosy. Na scenę zwykle przypada jeden lub dwa obrazki, animacji żadnych nie ma. Tylko niektóre z zakończeń dają dodatkowo piosenkę z animacjami. Warto obejrzeć ją całą, żeby obejrzeć dodatkowe, właściwie zakończenie - tutaj najbardziej mnie rozśmieszyła wersja z Karin.
Jak doskonale wiadomo "Yin-Yang: X-change Alternative" jest jedną z gier z serii "X Change", których wspólnym tematem jest zmiana płci głównego bohatera. W każdej z tych gier występuje chłopak, który w wyniku jakichś wydarzeń zmienia płeć i staje się kobietą. O tej grze mogę powiedzieć, że na samym początku jej pomysł wydawał mi się dziwny. Bo jaka jest w końcu płeć Kaoru? W trakcie gry okazuje się, że nie wszystko jest takie jasne. Humor i dowcipy jednak robią swoje i w końcu nie głowimy się już nad tym więcej, tylko dobrze się bawimy grając. Ta gra nie jest na pewno jakaś tam wybitna, ale według mnie zasługuje na mocną siódemkę. I jak komuś nie przeszkadza cała heca ze zmianą płci, to ta gra ma duże szanse dać mu sporo zabawy.
Ocena: 7/10
Tytuł: Yin-Yang: X-change Alternative
Wydawca (oryginalny): Crowd
Wydawca: Peach Princess
Rodzaj: visual novel
Platforma: PC
Data wydania w Japonii: 2004
Data wydania w USA: 2006
Kaoru Sakurazuka to 100% faceta w facecie, męskości męskości, twardy ziomal, którego obrażenie może skończyć się bolesną ustawką za szkołą. Obrazić Kaoru jest bardzo łatwo, bo na pierwszy rzut oka żaden z niego hellraiser. Jest niewysoki a twarz pasowała by bardziej do dziewczyny niż do faceta. Jednak jest na tym punkcie bardzo czuły, już za przypomnienie o tym można zarobić w szczękę. W szkole wzbudza strach u jednych oraz zazdrość i wściekłość u drugich. Jak to możliwe że tak niebojowo wyglądający facet jedną ręką rozkłada na łopatki wszystkich szkolnych twardzieli, nawet po kilku na raz? Sam Kaoru lubi ten styl życia, a jego dwaj kumple - muzyk Touja i zbol Renji, jakoś z nim żyją (bo we trójkę wynajmują mieszkanie). Bohater czasem tylko trochę żałuje, że przez taką opinię boją się go też dziewczyny. A najgorsze jest to, że ta, którą sobie upatrzył to Mizuki Asakura, typowa nieśmiała kujonka, która ma problemy, aby odezwać się nawet do zwykłego faceta, o takim chuliganie jak Kaoru nie mówiąc. Kaoru imponuje jej, ale na przypadkowych spojrzeniach i przypadkiem wymienianych zdaniach wszystko się kończy. Ale czy na pewno?
Od pewnego czasu bohatera dręczą zawroty głowy. Kiedy po lekcjach zdarzyło mu się stracić przytomność, to właśnie Mizuki zaciągnęła go do szkolnego lekarza - Soumeia. Ten dał mu środek na wzmocnienie i odesłał do domu. Środek pomógł, ale tylko na pewien czas. Następnego dnia, gdy Kaoru znowu poczuł się słabo, pobiegł do gabinetu. Lekarza nie było, ale na biurku leżała butelka, więc Kaoru bez namysłu wypił jej zawartość. I tak wszystko się zaczęło, bo następnego dnia, gdy obudził się rano i poszedł się umyć, zauważył, że pod ubraniem znajduje się nieco inne ciało niż to, które do tej pory tam było. Piersi jakby większe, twarz jeszcze bardziej delikatna i kobieca, bardziej szczupłe ręce i nogi, talia, a między nogami czegoś brakuje. Tak, Kaoru zmienił się w dziewczynę, w dodatku całkiem ładną. Dla kogoś, kto całe życie denerwowało wspomnienie o tym, że ma dziewczyńską twarz, to tragedia. Ale to dopiero początek kłopotów bohatera, które jednak mogą skończyć się bardzo pomyślnie. A jak się skończą, to zależy od nas, bo to właśnie w Kaoru wcielamy się w tej grze.
"Yin-Yang! X-Change Alternative" to gra haremowa. Zobaczmy więc, kogo będzie miał do wyboru gracz. Na początku jest Mizuki, nieśmiała dziewczyna, która dla skobieciałego Kaoru stanie się opiekunką nr. 1. Teraz może z nim być ile chce i nikt nie będzie twierdził, że to randki. Kaoru też nie ma nic przeciwko temu. Mizuki ma jednak pewien mało chwalebny sekret... Druga w kolejce jest Sakuya Kamishiro, bojowa dziewczyna, nawet do szkoły chodząca z mieczem, który wcale nie jest ozdobą! Jest koleżanką Mizuki i dba o nią, ale silny i pewnym siebie Kaoru to mężczyzna po prostu stworzony dla niej. Ale Kaoru w wersji kobiecej? Sakuya jest poza szkołą kapłanką i uważam, że najciekawszą z dziewczyn występujących w tej grze. Miu Kotosaka to przybrana siostra Kaoru, córka mężczyzny, za którego wyszła matka głównego bohatera po śmierci jego ojca. Z tego powodu Kaoru mieszka z kumplami. Miu podkochuje się jednak w swoim "bracie" i nie da o sobie zapomnieć. Kyoka Saionji to przewodnicząca samorządu, pochodzi z bogatej rodziny. Cała szkoła zachwyca się jej urodą i talentami, samorządem dowodzi właściwie sama. Ma ona jednak ciemniejszą stronę swojej natury, i Kaoru ma pecha (albo fuksa) stać się obiektem jej zainteresowań. Ostatnia jest Yui Nanami, służąca Kyoki, która nigdy nie okazuje emocji. Ma brata bliźniaka - Rui, który wydaje się czuć sympatię do Kaoru. Ich rodzina od pokoleń służy rodzinie Saionji. A właściwie Yui nie jest ostatnia, bo są jeszcze inne zakończenia. Ciekawe jest to, że duża w tej grze rola przypada bohaterom męskim, którzy najczęściej w takich grach są w bardzo dalekim tle.
W grze mamy do dyspozycji wiele możliwości. Od tego co wybierzemy zależy czy Kaoru odzyska płeć męską czy resztę życia spędzi jako kobieta. Na dodatek jest tyle różnych wersji przejścia tej gry, że nie sądzę, żeby ktoś skończył po jednym razie. Podczas gry dziewięć razy zadaje nam się pytania, a od wyborów zależy los Kaoru. Niektóre pytania nie mają wpływu na grę, inne - bardzo duży. Prowadzi to do wielu sytuacji, najczęściej związanych z seksem. Bohater zaczyna grę jako dziewica, ale małe ma szanse, żeby tak skończyć. W "Yin-Yang" jest dość dużo seksu, w wersjach różnych, bo Kaoru, jako dziewczynie, zdarza się uprawiać go zarówno z kobietami jak i mężczyznami. Z tym drugim ma na początku wątpliwości, ale tylko na początku, potem mu przechodzi. Czasem w takich grach seks jest finałem rozgrywki, ale tutaj jest go dużo już w trakcie samej gry. Nie zawsze też ma on charakter romantyczny - jeśli ktoś lubi takie gry jako romanse, to może się zdziwić, co go (Kaoru) spotka. Ucieszą się za to fani yuri, bo scen z kobietami jest bardzo dużo. "Yin-Yang" jest też komedią - scen, podczas których gracz będzie się śmiał, jest niemało. To sprawia, że nawet długa rozgrywka się nie nudzi. W grze jest kilkanaście dróg przejścia. Niektóre związane są z tymi samymi postaciami, a różnią się tylko zakończeniem. Na przykład z Kyoką mamy aż trzy różne opcje, zależą one od tego, jak będziemy wobec przewodniczącej postępować.
Tym, co jest dla gier Visual novel niezbyt typowe jest to, że bohatera bardzo często widzimy na ekranie. Zwykle w takich grach akcję obserwujemy "jego oczami". Tutaj Kaoru od początku do końca pojawia się na ekranie gry, i jako facet i jako kobieta. Reszta jest taka sama jak w innych grach tego typu - czytamy rozmowy bohaterów i co pewien czas wybieramy odpowiedzi. "Ying-Yang" jest średnio długą grą, ale ma tyle zakończeń, że wymaga dużo czasu. Na szczęście jest bardzo dużo okienek do zapisywania gry. Jest też możliwość przewijania gry w czasie i zatrzymywania się dopiero przy pytaniach. To ułatwienie przy kolejnym przechodzeniu. Wszyscy bohaterowie mówią głosami, szkoda tylko, że angielskie są tylko napisy a nie głosy. Gra pozwala wybrać, które głosy mają być włączone a które wyłączone. Bohaterowie są rysowani w stylu takim dość typowym dla mang i anime dla dorosłych, dziewczyny najczęściej chodzą w bardzo ładnych mundurkach szkolnych. Podczas scen seksu zwykle obserwujemy obrazek i pod niego podłożone głosy. Na scenę zwykle przypada jeden lub dwa obrazki, animacji żadnych nie ma. Tylko niektóre z zakończeń dają dodatkowo piosenkę z animacjami. Warto obejrzeć ją całą, żeby obejrzeć dodatkowe, właściwie zakończenie - tutaj najbardziej mnie rozśmieszyła wersja z Karin.
Jak doskonale wiadomo "Yin-Yang: X-change Alternative" jest jedną z gier z serii "X Change", których wspólnym tematem jest zmiana płci głównego bohatera. W każdej z tych gier występuje chłopak, który w wyniku jakichś wydarzeń zmienia płeć i staje się kobietą. O tej grze mogę powiedzieć, że na samym początku jej pomysł wydawał mi się dziwny. Bo jaka jest w końcu płeć Kaoru? W trakcie gry okazuje się, że nie wszystko jest takie jasne. Humor i dowcipy jednak robią swoje i w końcu nie głowimy się już nad tym więcej, tylko dobrze się bawimy grając. Ta gra nie jest na pewno jakaś tam wybitna, ale według mnie zasługuje na mocną siódemkę. I jak komuś nie przeszkadza cała heca ze zmianą płci, to ta gra ma duże szanse dać mu sporo zabawy.
Ocena: 7/10
poniedziałek, 12 listopada 2012
Love Plus Visual - Nene no Moto - recenzja
Wpadł w moje ręce artbook wydany do gry "Love Plus". W ramach serii visual wyszły trzy, każdy poświęcony jednej z dziewczyn. Na początek chciałbym omówić ten poświęcony najpopularniejszej z dziewczyn z "Love Plus", czyli właśnie Nene Agesaki.
piątek, 2 marca 2012
The Second Reproduction - recenzja
Tytuł (oryginalny): The Second Reproduction
Wydawca: Heterodoxy
Rodzaj: otome
Platforma: PC
Data wydania w Japonii: 2008
Christina, jedna z trzech księżniczek Armenii, nigdy nie była tak kobieca jak jej siostry. Kiedy one uczyły się śpiewać, grać na instrumentach itd., ona prowadziła armie broniące jej ojczyznę przed demonami. Teraz wojna się kończy – został już tylko jeden kraj, w którym rządzą demony. Włada nim jednak potężny książę Gardis, którego moc sprawia, że nie da się go pokonać na polu bitwy. Na polecenie swojej matki Christina wyrusza więc, żeby zabić Gardisa skrytobójczo. Towarzyszy jej Lezette, rycerz, który zawsze był jej wiernym towarzyszem.
Tak łatwo nie będzie, to chyba każdy zgadnie sam. Chociaż bohaterom udaje się dotrzeć do zamku Garidsa, to próba jego zabicia kończy się epicką porażką. Demon jest za mocny, żeby Christina mogła go zabić. Zamiast jednak samemu zabić obydwu bohaterów, nakłada Lezette na szyję magiczną obręcz, która sprawi, że rycerz zginie, jeżeli opuści kraj Garidsa. Książę demonów zmusza jego i Christinę, żeby pozostali w jego zamku i dalej próbowali go zabić – bo go to bawi. Przynajmniej tak twierdzi, bo z czasem okaże się, że wszystko jest bardziej skomplikowane.
W gry otome nie grywam, bo zwykle takie motywy jak dziewczynka otoczona przez harem bishonenów mnie nie interesują. Trochę na przekór postanowiłem spróbować jednak z „The Second Reproduction”. Po pierwsze dlatego, że główna bohaterka nie jest słodką, naiwną idiotką. Po drugie, bo jest w klimatach fantasy, które bardzo lubię. Po trzecie, ze względu na gameplay, który jest trochę inny niż w typowych grach Visual Novel.
W „The Second Reproduction” rozgrywka podzielona jest na dwa rodzaje – pierwszy to typowe dla Visual Novel pytania i odpowiedzi, a drugi to wędrowanie po mieście. Każdej nocy Christina może odwiedzać miasto znajdujące się u stóp zamku Gardisa, wchodzić so sklepów i innych miejsc, kupować przedmioty, dawać je itd. Chociaż jest to fajne, to jednocześnie komplikuje trochę rozgrywkę i sprawia, że ukończenie gry z dobrym zakończeniem wcale nie jest takie proste, bo bardzo łatwo złapać bad end. Sam spędziłem nad „The Second Reproduction” bardzo dużo czasu, kombinując co, komu i kiedy dać oraz jakie miejsce kiedy odwiedzić. Na szczęście jest dużo wolnych miejsc na save gamy.
Chociaż jest to gra doujinowa, to trzeba jej przyznać, że wykonanie techniczne wygląda fachowo. Sporo fajnych artów, dobrze zrobione spirty postaci. Mam problem z tłami – jestem pewien, że część z nich widziałem już kiedyś w jakiejś eroge. Ale w grach doujinowych to się akurat zdarza. Część scenek jest mówiona, muzyka też jest na dobrym poziomie. Dopracowano gameplay, co mi się podoba, bo sprawia, że gra wyróżnia się na tle wielu innych. Trochę rozczarowuje brak scenek seksu – tzn. są, ale właściwie nic nie jest pokazane, a wszystko jest mówione. No ale to gra dla dziewczyn, więc tak pewnie musi być.
„The Second Reproduction” jest fajnie zrobiona także od strony fabularnej. Historia rozwija się stopniowo, czasami nieźle zaskakując gracza. Trochę gorzej jest z bohaterami. Lezette zachowuje się zbyt często jak ciota, Christina, chociaż udaje twardą i silną, z czasem też okazuje się miękka. W grze nie ma wielu postaci, ale te, które są, zostały dość dobrze opisane. Tutaj mogę szczerze powiedzieć, że niezależnie od płci, ta gra może się spodobać każdemu.
Ocena: 7/10
VNDB: http://vndb.org/v3319
Ocena: 7/10
VNDB: http://vndb.org/v3319
piątek, 3 lutego 2012
Katawa Shoujo - recenzja
Tytuł: Katawa Shoujo
Wydawca: Four Leaf Studios
Rodzaj: Visual Novel
Platforma: PC
Rok Wydania: 2012
Hisao Nakai chodził do ostaniej klasy liceum. Wydawało się, że wszystko układa się tak, jak mógł o tym marzyć. Na dodatek właśnie miał usłyszeć pierwsze w swoim życiu wyznanie miłosne. Dziewczyna zaprosiła go do parku, ale w chwili, w której miały paść te słowa, Hisao poczuł, że traci kontrolę nad ciałem. Obudził się w szpitalu. Okazało się, że cierpi na poważną wadę serca, która długo była ukryta, ale teraz uaktywniła sie. O dalszym chodzeniu do szkoły nie mogło być mowy, w każdym razie nie do tej, co poprzednio. Chłopak leża przykuty do szpitalnego łóżka, aż w końcu dowiedział się, że jednak jest szansa, żeby kontynuował naukę. Musi jednak zacząć chodzić do Yamaku, specjalnej szkoły przeznaczonej dla młodych ludzi, którzy ze względu na problemy zdrowotne nie mogą się uczyć tak jak inni.
Chociaż Hisao nie był zachwycony takim układem spraw, okazało się, że nie ma wyboru. Tak właśnie trafił więc do liceum z internatem Yamaku. Szybko też udało mu się zapoznać z kilkoma uczennicami - poparzoną Hanako, jej przyjaciółką Lily, cierpiącą na ślepotę, pozbawioną rąk Rin, nie mającą nóg Emi, niemową Shizune i służącą za objaśniaczkę jej słów Shiinę. Hisao, którego problem ze zdrowiem nie jest tak widoczny jak u większości uczniów Yamaku, szybko zwraca na siebie uwagę innych. Nie wszyscy uczniowie się lubią i niektórzy starają się przeciągnąć chłopaka na swoją stronę. Nie jest niespodzianką, że pójdzie też o sprawy miłosne.
"Katawa Shoujo" powstawała przez kilka lat jako amatorski projekt grupy ludzi, którzy poznali się na forum 4-chan i stworzyli zespół o nazwie "Four Leaf Studios". Korzystając z silnika Ren'py, stworzyli naprawdę niesamowitą grę. Właściwie jestem zdziwiony, że udało im się to aż tak dobrze. Grając w "Katawa Shoujo" wiele razy zapomniałem, że mam do czynienia z grą fanowsą, a w niektórych momentach czułem, że gram w coś, co jest dużo lepsze od niektórych komercyjnych visual novel. "Katawa Shoujo" została tak dopracowana, że mogłaby konkurować z wieloma bardzo dobrymi grami tego typu.
Konstrukcją "Katawa Shoujo" jest typową haremówką - mamy kilka dziewczyn, fabułę, która popycha gracza do przodu i możliwość wybierania, z którą z nich chcielibyśmy spędzać więcej czasu, a potem przeżyć romans. Nie jest to nic nowego, ale skoro Japończycy też ciągle to wykorzystują, to znaczy, że ludziom się podoba. Tym, czym różni się "Katawa Shoujo" od innych haremówek jest inwalidztwo bohaterek - każda ma jakiś problem. Jedne starają się radzić sobie z tym i żyć tak normalnie jak tylko mogą, dla innych ciagle jest to zbyt duży kłopot i nawet w takiej szkole jak Yamaku nie potrafią wtopić się w tło. Chociaż "Katawa Shoujo" to eroge, scenki erotyczne pojawiają się dopiero pod koniec gry, jako finały dobrze ukończonych ścieżek fabularnych.
Spirty postaci są niezłe, mają zwykle po kilka opcji wyglądu, a dodatkowo jeszcze autorzy wykorzystali opcję oddalania i przybliżania ich. Niektóre bohaterki mają też więcej niż tylko jeden strój. Jako tła wykorzystano w większości zdjęcia, to jest chyba jedyne drobne niedociągnięcie ze strony autorów. Nadrabia je za to duża ilość obrazków z bohaterkami a także świetnie wykonane animacje. Tak samo jest z muzyką. Oczywiście, nie ma w "Katawa Shoujo" głosów. Czas rozgrywki to kilkanaście godzin - ścieżki zostały bardzo rozbudowane. Jeżeli szukacie gry na jeden albo dwa wieczory, to nie tutaj.
Na tą grę wszyscy czekali długo, dlatego pewnie po jej wyjściu niektórzy mogli być zawiedzeni tym, że "Katawa Shoujo" jest po prostu dobrze zrobioną grą visual novel, na poziomie regularnych produkcji tego typu. Tematyka była oryginalna, dzięki temu czas, który poświęciłem na przejście "Katawa Shoujo" nie uważam za zmarnowany. Polecam dać tej grze szanse, tym bardziej, że jest za darmo.
VNDB: http://vndb.org/v945
Download: http://katawa-shoujo.com/
Ocena: 8/10
wtorek, 24 stycznia 2012
Phoenix Wright: Ace Attorney - Justice for All - recenzja
Tytuł (oryginalny): Gyakuten Saiban 2
Tytuł: Phoenix Wright: Ace Attorney - Justice for All
Wydawca (oryginalny): Capcom
Wydawca: Capcom
Rodzaj: przygodowa, visual novel
Platforma: GBA, DS, PC, Wii
Data wydania w Japonii (GBA): 2002
Data wydania w Japonii (PC): 2006
Data wydania w Japonii (DS): 2006
Data wydania w Japonii (Wii): 2010
Data wydania w USA (DS): 2007
Data wydania w USA (Wii): 2010
Druga część przygód Phoenixa Wrighta zaczyna się od tego, że bohater traci pamięć. Nie traci jej na długo, ale pierwszą sprawę musi poprowadzić nawet nie wiedząc, kim jest i o co chodzi. To jednak tylko wprowadzenie, bo właściwa opowieść, która jest przedstawiona w tej grze zaczyna się w drugim rozdziale. W nim poznajemy kuzynkę Mayi – Pearl. Kiedy nasza podopieczna zostaje oskarżona o zabójstwo w trakcie seansu spirytystycznego, to właśnie Pearl będzie służyć za ciało zastępcze dla Mai. Na dodatek, po wydarzeniach z czwartego rozdziału poprzedniej gry, Edgeworth porzucił pracę. Jego miejsce zajmuje córka Manfreda von Karmy, Franziska. Nienawidzi ona Phoenixa i zrobi wszystko, żeby go zniszczyć.
„Phoenix Wright: Ace Attorney - Justice for All” przypomina bardzo mocno część pierwszą. Nawet układ spraw do rozwiązania jest podobny – najpierw pojawia się krótka i prosta, która wprowadza do gry, potem sprawa z oskarżoną Mayią, następnie coś związanego z artystami (tym razem – z cyrkowcami) i wreszcie bardziej skomplikowana sprawa finałowa, w której wyjaśnia też się ciągnięty przez całą grę wątek Edgewortha. Zaskoczeń będzie trochę mniej niż w jedynce, ale to nie znaczy, że ta gra jest słaba. Jestem pewny, że każdemu fanowi części pierwszej się spodoba.
Nie ma tu za wiele nowości – jedyna z nich to przełamywanie sekretów. Polega ona na tym, że przy wykorzystaniu amuletu Mayi możemy zmuszać postaci do ujawniania ukrywanych przez nie tajemnic. Robi się to tak samo jak w trakcie przesłuchań. Zmienił się też system punktów życia – wcześniej były to wykrzykniki, teraz to jest pasek energii. Niestety, w grze nie ma bonusowego rozdziału stworzonego tylko na DS., który pozwalałby bardziej wykorzystać funkcje specjalne konsoli, tak jak to było w pierwszej części. Nie zmieniły się grafika, jak widać na screenach, gdzie są często nawet te same spirty, co w części pierwszej, ani muzyka.
W trakcie fabuły pojawia się większość znanych postaci z jedynki – Gumshoe, siostry Fey, Oldbag, Powers i inni. Najważniejszą, nową postacią jest Franziska von Karma, denerwująca zresztą jeszcze bardziej niż jej tatuś. Dość dużo jest Mai Fey, która pojawia się, wykorzystując ciało kuzynki obydwu sióstr, małej Pearl. Ona zresztą jest drugą ważną z nowych postaci. Ciekawie pokazano pod koniec postać Edgewortha i jego zmieniający się stosunek do Phoenixa. Nie pojawia się też żadna postać z piątego rozdziału jedynki, co pozwala uznać go już w pełni za niekanoniczny.
To dalej ta sama, dobra gra, ale chyba miałem nadzieję na trochę więcej, bo po skończeniu „Phoenix Wright: Ace Attorney - Justice for All” poczułem jakby rozczarowanie. Zabrakło tego czegoś, co sprawiło, że pierwsza część była taka wyjątkowa. Jeżeli ktoś polubił adwokata o spiczastych włosach i jego towarzystwo, to pewnie fajnie będzie mu się grało w tą część, ale ja bardzo wyraźnie czułem, że to już nie jest to samo.
Ocena: 7/10
VNDB: http://vndb.org/v715
wtorek, 27 grudnia 2011
Kare wa Kanojo - recenzja
Tytuł: Kare wa kanojo
Wydawca: JMF Productions
Rodzaj: Visual Novel
Platforma: PC
Rok Wydania w Europie: 2011
Główny bohater (imię można wpisać samemu na początku gry) przeprowadza się do nowego miasta i zaczyna naukę w nowej szkole. Pewnie słyszeliście podobny wstęp już bardzo wiele razy. No tak, to dobry sposób, żeby wprowadzić postać w nowe środowisko. Już pierwszego dnia spotyka dwie dziewczyny – Rikę i Sakurę. Szczególnie z tą drugą dogaduje się bardzo dobrze (Rika jest jakoś tak trochę na niego cięta na początku). Mamy typowe zawiązanie akcji dla haremówki, która jednak bardzo szybko okazuje się nietypową produkcją.
Pomysł na „Kare wa Kanojo” był nietypowy, bo zależy od gracza, czy chce mieć romans z dziewczyną czy z facetem. Tak, jedna z postaci żeńskich to w rzeczywistości facet w przebraniu – to nie jest spoiler, bo wychodzi to bardzo szybko. Teoretycznie więc i fanki gier typu BL (boys love) jak i fani normalnych, heteroseksualnych romansów mogą być tą grą zainteresowani. Nie spotkałem się chyba jeszcze nigdzie z takim rozwiązaniem.
Projekty postaci zostały przygotowane w programie Custom Girl, w nim też wykonano scenki hentai oraz niektóre z obrazków. Wygląda to średnio, ale nie gorzej niż niektóre z fanowsko rysowanych postaci. Właściwie jedyne, co mi przeszkadzało, to sytuacje, kiedy bohaterka ma przekrzywioną lekko głowę – wtedy wygląda ona, jakby miała odpaść. Tła są zdjęciami, trochę przerobionymi. Bardzo dobra jest muzyka, świetnie dopasowana do poszczególnych scen. W zależności od wyborów, gra ma dwa zakończenia, ale tematyka jest bardzo podobna.
Gra ma tylko trzy główne postacie oraz różnych bohaterów, którzy pojawiają się na chwilę. Fabuła nie jest odkrywcza ani zaskakująca, chyba, że będziecie chcieli rozwijać wątek yaoi – ale to już na własne ryzyko radzę robić. Tym bardziej, że w „Kare wa Kanojo” są scenki hentai – i to we wszystkich możliwych konfiguracjach. Tutaj warto pochwalić autorów za opcję ich wyłączenia. Zresztą, gra ma sporo opcji dodatkowych. Trzy wersje językowe – angielska, japońska, francuska, dużo bonusów dostępnych po zakończeniu gry, dodatkowe scenki… Takich rzeczy nie spotyka się w grach fanowskich na co dzień.
Wiem, że autorzy ciągle jeszcze dopracowują „Kare wa Kanojo”, więc jeżeli pojawią się jakieś nowe informacje na temat tej gry, to postaram się o nich napisać. Niedawno wyszła wersja na Androida. Ostrzegam tylko, że jeżeli na widok yaoi rzygacie, to lepiej nie dotykajcie tej gry, bo inaczej będziecie mieli problemy z żołądkami.
Ocena: 6/10
VNDB: http://vndb.org/v6719
Download: http://thereshehes.blogspot.com/p/download.html
wtorek, 13 grudnia 2011
The Song of Stars - recenzja
Tytuł: The Song of Stars
Wydawca: (fanowskie) Unknow5
Rodzaj: kinetic novel, horror
Platforma: PC
Rok wydania: 2011
Bradley Reyes i Howard Philips w dzieciństwie marzyli, żeby zostać naukowcami i zajmować się astronomią. Udało się to pierwszemu, drugiemu jednak nie. Na dodatek Philips po latach zaczął zdradzać objawy choroby psychicznej, która czasem nasilała się, a czasem słabła. Pewnego dnia Reyes dostaje list od opiekującego się Philipsem lekarza, w którym ten pisze o dziwnych zachowaniach swojego pacjenta i prosi Reyesa o wizytę.
Na dodatek, chociaż jest to tylko kinetic novel, to widać bardzo wyraźnie, że została dopracowana, tak żeby była atrakcyjna dla czytającego. Grafika jest zróżnicowana, od trochę mangowej przez czarno białe rysunki na realistycznym 3D kończąc. Wszystko to jakoś nawet do siebie pasuje. Słabszą stroną są te mangowe rysunki, z projektami postaci na czele, ale jest ich mało na tle całej reszty.
Co rzadkie w grach fanowskich, autor zastosował w "The Song of Stars" elementy animacji, dość prostych ale jednak robiących wrażenie i pasujących do nastroju. Sprawiają one, że gra jest ciekawsza w odbiorze. Nawet dźwięki, na początku dość nurzące, z czasem robią się ciekawsze i fajnie tworzą niepokojący nastrój całej historii. Wykonanie techniczne oceniam wysoko, chociaż może nie wszystkim przypaść do gustu.
Nie jestem fanem Kinetic Novel, ale muszę ocenić tą grą jako jedną z ciekawszych KN z jakimi się spotkałem. Jest krótka, więc nie powinna nikogo zdążyć znudzić, a ciekawe rozwiązania graficzne i fajny klimat to jej duże zalety.
Download: Strona autora
Ocena: 7/10
Wydawca: (fanowskie) Unknow5
Rodzaj: kinetic novel, horror
Platforma: PC
Rok wydania: 2011
Bradley Reyes i Howard Philips w dzieciństwie marzyli, żeby zostać naukowcami i zajmować się astronomią. Udało się to pierwszemu, drugiemu jednak nie. Na dodatek Philips po latach zaczął zdradzać objawy choroby psychicznej, która czasem nasilała się, a czasem słabła. Pewnego dnia Reyes dostaje list od opiekującego się Philipsem lekarza, w którym ten pisze o dziwnych zachowaniach swojego pacjenta i prosi Reyesa o wizytę.
The Song of Stars" to gra z gatunku kinetic novel inspirowana twórczością znanego pisarza grozy Howarda Phlipsa Lovecrafta. Występuje tu podobny klimat i nastrój jak w opowiadaniach tego autora. Przyczyną zła jest tu coś dalekiego, starożytnego i nieznanego, pojawiają się motywy kosmiczne i mitologiczne. Autorowi bardzo dobrze udało sie trafić w klimaty Lovecrafta. Jeśli ktoś lubi jego twórczość, to gra powinna mu się spodobać.
Na dodatek, chociaż jest to tylko kinetic novel, to widać bardzo wyraźnie, że została dopracowana, tak żeby była atrakcyjna dla czytającego. Grafika jest zróżnicowana, od trochę mangowej przez czarno białe rysunki na realistycznym 3D kończąc. Wszystko to jakoś nawet do siebie pasuje. Słabszą stroną są te mangowe rysunki, z projektami postaci na czele, ale jest ich mało na tle całej reszty.
Co rzadkie w grach fanowskich, autor zastosował w "The Song of Stars" elementy animacji, dość prostych ale jednak robiących wrażenie i pasujących do nastroju. Sprawiają one, że gra jest ciekawsza w odbiorze. Nawet dźwięki, na początku dość nurzące, z czasem robią się ciekawsze i fajnie tworzą niepokojący nastrój całej historii. Wykonanie techniczne oceniam wysoko, chociaż może nie wszystkim przypaść do gustu.
Nie jestem fanem Kinetic Novel, ale muszę ocenić tą grą jako jedną z ciekawszych KN z jakimi się spotkałem. Jest krótka, więc nie powinna nikogo zdążyć znudzić, a ciekawe rozwiązania graficzne i fajny klimat to jej duże zalety.
Download: Strona autora
Ocena: 7/10
środa, 7 grudnia 2011
1812 Serce Zimy - Recenzja
Tytuł: 1812 Serce Zimy
Wydawca: Telekomunikacja Polska
Rodzaj: przygodowa, audio game
Platforma: PC, iOS, Android, Symbian
Rok wydania: 2011
W 1812 armia napoleońska wyruszyła na Rosję. Wśród żołnierzy było wielu Polaków, którzy wierzyli, że Napoleon przywróci Polsce niepodległość. Nie chciał do nich jednak dołączyć Korwin Giedyminowicz. Kiedyś służył w oddziale szwoleżerów i walczył w Hiszpanii. Teraz jednak postanowił, że skończy z wojną i zamieszka spokojnie w swojej niewielkiej posiadłości na Litwie. Kiedyś obiecał ojcu, że będzie opiekował się swoją siostrą, Marzeną. Dlatego odmawia namowom dawnego przyjaciela i zostaje w domu. Jednak następnej nocy tajemniczy żołnierze w rosyjskich mundurach napadają na jego dwór i porywają Marzenę. Żeby ją odnaleźć, Korwin wyrusza w głąb Rosji, by na swojej drodze spotkać istoty, o których sądził, że żyją tylko w ludowym folklorze, a także odkryć prawdę o samym sobie...
„1812: Serce Zimy” historią trochę przypomina mi gry z serii „Blair Witch Project”. Tam też stawiało się czoła zapomnianym legendom, istotom z ludowych opowieści i pradawnej grozie. Tu jest podobnie, tylko akcja rozgrywa się w Rosji na początku XIX wieku. Klimat tego miejsca oddano, według mnie, przyjemnie, wrzucając gracza w wydarzenia, których na początku raczej nie mógł się spodziewać. Historia może nie jest bardzo zaskakująca, ale przynajmniej ciekawa na tyle, że chce się ją poznać.
No właśnie, chce się… ale niestety nie można. Największa wada „1812 Serce Zimy” to krótki czas trwania. Właściwie gra kończy się w chwili, w której gracz spodziewałby się zakończenia pierwszego rozdziału i dalszej części opowieści. Niemal nic się nie wyjaśnia, fabuła jeszcze bardziej się zapętla, a tu pojawia się informacja, że nadszedł właśnie koniec części pierwszej i dalszą część opowieści poznamy w drugiej… o ile taka powstanie. Rozczarowało mnie to trochę.
Szkoda, bo pod względem wykonania jest nieźle. „1812 Serce Zimy” czerpie wyraźnie z Visual Novel oraz z gier przygodowych. Dość mocno przypomina mechanikę, którą widziałem już m.in. w „Thief & Sword”, ale też trochę taką ze starych Visual Novel w rodzaju „Three Sisters Story” albo „Love Potion”. Fabuła jest liniowa, zakończenie kanoniczne jest jedno, ale za to podczas gry można zginąć, jeżeli dokona się złych wyborów. Mechanika jest przyjemna, zmusza czasem do pomyślenia albo poćwiczenia pamięci, choć według mnie takich scen i fragmentów jest za mało i są one za proste.
„1812 Serce Zimy” jest w całości udźwiękowiona, wszystkie sekwencje są mówione przez aktorów, a nawet komendy w menu mają swoje czytane wersje (wszystkie tego typu rzeczy czyta Piotr Fronczewski). Dobrano dobrych aktorów, którzy czytają klimatycznie, a czasem, kiedy bohater jest cudzoziemcem, to można usłyszeć akcent albo słowa w tym języku. Muzyka i dźwięki też są. Twórcy nazywają "1812 Serce Zimy" audiogra, a spotkałem się też z klasyfikowaniem jej jako sound novel (co jest już nadużyciem). Najbliżej jej do takich gier jak "Real Sound: Kaze no Regret". Trochę też może kojarzyć się ze starymi grami książkowymi, tzw. paragrafowymi, chociaż tu droga do przejścia jest jedna.
Najbardziej oszczędzano na grafice – jest jej bardzo mało i sprowadza się do, po których podróżuje bohater. Podczas samej gry mamy tylko wyświetlany tekst na jasnym tle. Poszczególne postaci wyróżniono kolorem czcionki. Menu jest czytelne, wskazanie na każdą komendę sprawia, że głos automatycznie ją wyczytuje. Rozumiem, że można było zrezygnować ze spirtów postaci, ale wydaje mi się, że tła, nawet gdyby były tylko zdjęciami, poprawiłyby bardzo jakość tej gry. Bo tak naprawdę ustępuje ona wykonaniem wielu fanowskim grom tego typu, które tworzy się cały czas i są dostępne za darmo. Skoncentrowanie się na dźwięku jest zrozumiałe, ale tak oszczędne potraktowanie grafiki przeszkadza mi jednak trochę. Niewielkim kosztem można było przecież zrobić tą grę po prostu przyjemniejszą dla gracza.
Nie wiem, czy kupię kolejne części „1812 Serce Zimy”. Jeżeli będą tak samo krótkie jak ta, to wydaje mi się to stratą pieniędzy. Za trochę ponad 20 zł można kupić w sklepach bardzo wiele pierwszoligowych gier, Liczyłem na więcej. Jeżeli macie wątpliwości, ze strony autorów możecie pobrać demo, które dobrze pokazuje techniczne działanie gry. Sama gra trwa ok. 3-4 razy tyle czasu, co to demo. Może gdyby była dłuższa, wtedy bym ją bardziej pochwalił. W tej chwili jej największą zaletą jest to, że wyszła i jest po polsku.
Ocena: 6/10
wtorek, 6 grudnia 2011
Sugar's Delight - Recenzja
Tytuł: Sugar's Delight
Wydawca: Neko Soft (fanowskie)
Rodzaj: Eroge, romans, yuri, kinetic novel
Platforma: PC
Rok wydania: 2011
Marzeniem Ichigo zawsze było znaleźć pracę w cukierni i sprzedawać słodkości. Rodzice uważali, że to głupi pomysł i że córka powinna poszukać czegoś lepszego, ale dziewczyna nie ustawała w wysiłkach, zanim jej się nie udało. W końcu znalazła pewnego dnia niewielką cukiernkę prowadzoną przez kobietę, która przedstawiła się jako Chocoa. Ona zgodziła się zatrudnić Ichigo, a nawet pozwoliła jej mieszkać razem z nią. Bohaterka nie domyślała się nawet, że Chocoa ma pewne plany co do niej.
Śledziłem powstawanie „Sugar’s Delight” na forum Lemma Soft i spodziewałem się, że to będzie bardzo dobra gra. Początek też to zapowiadał. Bardzo dobra, w niczym nie różniąca się do tej z japońskich gier grafika zapowiadała coś na wysokim poziomie. Niestety, bardzo często jest tak, że gdy się ma wysokie oczekiwania, to potem wychodzi na to, że efekt tych oczekiwań ich nie spełnia.
„Sugar’s Delight” jest świetnie zrobionym PWP (porn without plot), czyli grą, w której wszystko kręci się tylko wokół seksu. Scenki z udziałem obydwu bohaterek zajmują 80% całej gry. To prawda, że scenki wykonane są bardzo dobrze. Ja chciałbym jednak, żebym było chociaż trochę więcej fabuły. Bo przeskakiwanie od scenki numer 1 do scenki numer 2, przerywane dwiema minutami nudnych rozmów, nie jest dla mnie esencją udanego Visual Novel. Nie mam nic przeciwko hentai, ale lubię, kiedy hentai ma też fabułę. Tymczasem tutaj nie ma nawet żadnych pytań i momentów wyboru.
Grafika, tła, spirty postaci – wszystko to wygląda jak wyjęte z normalnego, dużego japońskiego VN. Tak dobrej grafiki chyba jeszcze nie widziałem w fanowskiej grze tego typu. Muzyka jest prosta, ale nie przeszkadza. Świetnie zrobiono scenki, jak w najlepszych grach tego typu. Można by narzekać, że nie ma głosów, ale tego od fanowskiej Visual Novel bym już nie wymagał.
Bardzo mi trudno ocenić tą grę. Jest doskonale zrobiona, ale zupełnie pusta, bez fabuły, która by sprawiła, że chciałbym ją zapamiętać. Fani yuri na pewno mogą brać ją „w ciemno”, znajdą tu pełno materiału, który im się podoba. Ale czy ktoś poza nimi? Nie wiem, szkoda, że tak świetnie zrobiony i przygotowany materiał został jednak trochę zmarnowany. Wydaje mi się, że gdyby autorzy gry postarali się o dobrego scenarzystę, to „Sugar’s Delight” mogłoby być jedną z najlepszych fanowskich gier tego typu jaki powstały.
Download: strona twórców.
Ocena: 6/10
VNDB: http://vndb.org/v8527
niedziela, 4 grudnia 2011
The Groozle - Recenzja
Tytuł: The Groozle
Wydawca: Grimble (fanowskie)
Rodzaj: Fantasy, komedia, logiczna
Platforma: PC
Rok wydania: 2011
"The Groozle" opowiada o typowej dla historii fantasy przygodzie polegającej na pokonaniu smoka. Bohater, którego imię możemy wpisać samodzielnie, odwiedza jaskinię zamieszkałą przez wielogłowego smoka o imieniu Groozle. Przed wejściem starzec wręcz mu torbę z pięcioma pączkami z truskawkami - czyli czymś, czego Groozle nie znosi i co może go zabić. Problem polega na tym, że Groozle ma osiem głów i tylko na jedną z nich to zadziała.
Ta gra to bardziej od typowej Visual Novel gra logiczna, która polega na słuchaniu, rozumieniu wskazówek, które zdobywa się w trakcie gry i posługiwaniu się pączkami. W trakcie podróży spotkamy zamieszkujące jaskinię istoty. Jedne z nich mogą, w zamian za pączka sprzedać nam wskazówki, inne po prostu zabiorą pączka. Gra polega na tym, żeby dotrzeć do Groozle mając przynajmniej jednego pączka i wrzucić go we właściwą paszczę.
Pomysł mi się bardzo spodobał, a wykonanie gry jest równie dobre. System pączków zmusza gracza do myślenia i gospodarowania posiadanymi pączkami. Co jest świetne - gra nie jest liniowa, za każdym razem chodzi o inną głowę i w zależności od tego zmieniają się podpowiedzi, a nawet ustawienie potworów zabierających pączki. Chociaż gra nie jest długa - każda rozgrywka to jakieś 5-8 minut, to małe macie szanse, żeby skończyć ją za pierwszym razem. Mi udało się zabić Groozle dopiero za szóstym podejściem.
Uzupełnia to świetna, jak na takie gry, grafika, wesoła i humorystyczna, ale dopracowana. Trzeba pochwalić autora za wszystkie obrazki oraz za wykonanie - system pączków, motyw z głowami, nawet możliwość wyboru imienia - widać, że wyciągnięto tutaj z Ren'py naprawdę dużo. Fajne są też dźwięki - muzyka jest prosta, ale przyjemna.
Polecam "Groozle" jako krótką, odprężającą, ale nie odmóżdzającą rozrywkę. Ta gra pokazuje, że można zrobić wesołe i logiczne Visual Novel. Wydaje mi się, że mogłoby być nawet trochę dłuższe, a podpowiedzi - trochę bardziej zrozumiałe, ale i tak mi się podobało.
Download: forum Lemma Soft.
Ocena: 6/10
VNDB: http://vndb.org/v8421
poniedziałek, 28 listopada 2011
Phoenix Wright: Ace Attorney - recenzja
Tytuł (oryginalny): Gyakuten Saiban: Yomigaeru Gyakute
Tytuł: Phoenix Wright: Ace Attorney
Wydawca (oryginalny): Capcom
Wydawca: Capcom
Rodzaj: przygodowa, visual novel
Platforma: GBA, DS, PC, Wii
Data wydania w Japonii (GBA): 2001
Data wydania w Japonii (PC): 2005
Data wydania w Japonii (DS): 2005
Data wydania w USA (DS): 2005
Data wydania w USA (Wii): 2011
W przyszłości, w 2016, przestępczość wzrosła drastycznie szybko. Żeby dać sobie z nią radę, władze wprowadziły reformę sądów. Od tej pory proces nie może trwać dłużej niż trzy-cztery dni, a jego przebieg to właściwie pojedynek między adwokatem a prokuratorem. Zadaniem każdego jest udowodnienie, że oskarżony jest winny albo nie. Mogą w tym celu robić prawie wszystko, zmieniając się trochę bardziej nawet w detektywów. Wymiar kar jest też dużo bardziej surowy, więc ich rola jest ważniejsza. W takim świecie zaczyna swoją karierę początkujący adwokat Phoenix Wright, podpoieczny znanej adwokatki Mii Fey. Szybko jednak to on sam stanie się najważniejszą postacią w grze, żeby, mając pod opieką obdarzoną mocami medium siostrę Mii, May, rozwiązywać kolejne, nawet najbardziej skomplikowane sprawy kryminalne.
"Phoenix Wright: Ace Attorney" to gra nawiązująca do starych gier Visual Novel typu przygodowego, takich jak "Three Sisters Story", "Love Potion" albo "Divi-Dead", bo tutaj też sami sterujemy bohaterem, wybieramy kogo ma odwiedzić, gdzie ma iść itd. W odróżnieniu od tamtych gier, tutdaj dodatkowym elementem są przedmioty, które od czasu do czasu znajdujemy. Używa się ich głównie podczas procesu, jako dowodów, ale czasem też w innych fragmentach gry.
Rozgrywka dzieli się na dwa fragmenty. Pierwszy to właśnie dochodzenie, które wygląda tak, jak opisałem wyżej. Druga część to proces. Podczas jego trwania przesłuchuje się świadków, używa dowodów, żeby wskazać, że nie mówią prawdy, konfrotuje się zeznania i w końcu doprowadza do pomyślnego dla naszego klienta wyroku. Podczas procesu u góry ekranu jest wyświetlana liczna wykrzykników - symbolizują one ilość pomyłek, jakie możemy popełnić w trakcie gry. Gdy się wyczerpią, wtedy proces przergywamy. Tak, to różni "Phoenixa Wrighta" od innych Visual Novel, bo tu game over podczas procesu można złapać łatwo.
W "Phoenix Wright: Ace Attorney" jest pięć spraw do rozwiązania. Pierwsza to krótkie wprowadzenie do gry, które uczy gracza jak sie gra. Druga służy ważnemu zwrotowi fabularnemu, który będzie miał wpływ na całą resztę gry. Trzecia to taki wypełniacz, a czwarta fabularnie domyka grę. Piąta sprawa, wprowadzona dopiero w wersji na DS, jest najdłuższa, najbardziej skomplikowana, ale fabularnie jest oderwana od reszty wydarzeń. Większość jest bardzo ciekawa i potrafi zaskoczyć gracza. Została wydana na bardzo wiele platform, ale po angielsku wydano wersje na DS i Wii.
Gra powstała w oryginale na konsolę GBA, potem, kiedy stworzono Nintendo DS, zrobiono też wersję na nią. Dopiero piąty epizod tej części wykorzystuje to, można tam obracać przedmioty na ekranie dotykowym, składać, dmuchać itp. Grafika jest dobra, nawet dzisiaj, kilka lat po jej wydaniu, gra wygląda dobrze, co możecie zobaczyć sami na screenach. Muzyka jest fajna i dobrze jej się słucha, niestety, nie ma głosów. Te można usłyszeć tylko wtedy, kiedy podczas rozpraw prokurator albo adwokat krzyczą "Objection!".
To świetna gra, która zjadła mi bardzo wiele godzin. Niektórym może pewnie przeszkadzać, że nie ma tu romansu. Jest dużo ładnych bohaterek, ale rzeczywiście, wątków miłosnych nie ma. Trochę śmiesznie wyglądają niektóre postaci, według mnie nawet zbyt śmiesznie czasami, chociaż dzięki dowcipom i takim scenkom gra jest jeszcze lepsza. Najbardziej spodoba się tym, którzy chcieliby "prawdziwej gry", takiej, w której trzeba dużo myśleć i kombinować, a nie tylko kilkać i co jakiś czas wybierać kolejne odpowiedzi. Jestem pewien, że nie raz czacha wam mocno zadymi.
Ocena: 9/10
VNDB: http://vndb.org/v711
środa, 23 listopada 2011
Taimanin Yukikaze - Recenzja
Tytuł (oryginalny): Taimanin Yukikaze
Tytuł: Anti-demon ninja Yukikaze
Wydawca: Black Lilith
Rodzaj: nukige, eroge
Platforma: PC
Data wydania w Japonii: 2011
Fani najbardziej znanej serii gier Visual Novel z Lilith Soft poświęconej przygodom wojowniczek ninja walczących z demonami czekali na kolejną część gry trzy lata. W 2008 ukazał się spin off serii pt "Taimanin Murasaki" i od tego czasu nie wyszło nic nowego. I wreszci, jesienią 2011 pojawiła się nowa gra - "Taimanin Yukikaze".
Bohaterkami gry są dwie nowe wojowniczki - Mizuki Yukikaze i Akiama Rinko. Ta pierwsza jest bardzo uzdolnioną uczennicą szkoły dla ninja, a jej bronią są pistolety, które strzelają magicznymi błyskawicami. Rinko jest od niej starsza i z wyglądu przypomina nawet trochę Asagi. Dodatkowo także posługuje się w walce mieczem. Obie są szkolone przez Asagi. Ale głównym bohaterem gry jest brat Rinko, Tatsuro. Jego umiejętności są dużo słabsze od siostry, więc jest dużo niżej w szkoleniu. Tatsuro kocha się w Yukikaze.
Po swojej pierwszej samodzielnej misji, Yukikaze i Rinko dostają kolejną, dużo trudniejszą. Polega ona na odnalezieniu zaginionej wojowniczki o imieniu Shiranui, która była matką Yukikaze. W tym celu obie bohaterki wyruszają do podziemnej dzielnicy Yomihara, będącej siedzibą mafii, przestępców i burdeli. Żeby ukryć swoją tożsamość, postanawiają udawać prostytuki i podejmują pracę w burdelu "Under Eden", prowadzonym przez mężczyznę o imieniu Real.
Bardzo czekałem na tą grę. Tym bardziej mnie rozczarowała. Z dwóch najważniejszych bohaterek tylko Rinko wydaje się dość ciekawa, Yukikaze jest niestety denerwująca, ma dziecinny głos i takie same zachowania. Bohaterem jest facet - nie wiem, czemu, zupełnie to niepotrzebne w takich grach. Fabuła jest nudna, a w scenkach hentai nie ma żadnego urozmaicenia. 90% z nich to praca Yukikaze i Rino w burdelu. Tak jak w pozostałych pojawiały się dodatki w rodzajów na przykład orków, tutaj ich nie ma. A gra jest bardzo długa (dłuższa niż Asagi), natomiast pytań jest malutko i zakończeń też nie ma wiele.
Największą zaletą "Taimanin Yukikaze" jest muzyka. Poprzednie gry miały ją taką sobie, a tu jest naprawdę fajnie, utworów z gry da się słuchać nawet bez niej. Powiększono w grze rozdzielczość, od typowej kiedyś 800x600 do dużo większej. Zmienił się za to artysta odpowiedzialny za grafikę. Arty do wszystkich gier z serii "Taimanin" robił Kagami, jeden z najlepszych rysowników w takich grach. W "Taimanin Yukikaze" zastąpił go Aoi Nagisa. Niestety, widać różnicę w stylu i jakości obrazków. Nie chodzi o to, że Nagisa nie umie rysować, ale to jest różnica między mistrzem a uczniem. Nie podoba mi się jego metoda polegająca na rysowaniu podczas scenek czegoś, co wygląda jak zdjęcia rentegowskie, to znaczy, prześwietleń ciała i pokazania tego, co się dzieje w środku.
Niestety, nie widzę teraz szans na to, żeby "Taimanin Yukikaze" dostało pełne angielskie tłumaczenie. Od kiedy Lilith Sof doprowadziło do zablokowania strony grupy Dark Translations, która zajmowała sie fanowskimi przekładami gier tej firmy, nikt się za to nie bierze. Poza tym, wolałbym już, żeby powstało najpierw tłumaczenie do "Taimanin Murasaki". No i już niedługo wychodzi trzecia część "Taimanin Asagi".
Ocena: 5/10
VNDB: http://vndb.org/v7747
niedziela, 20 listopada 2011
Hope in the Morning: Willow's Dream Diary - Recenzja
Tytuł: A Hope in the Morning: Willow's Dream Diary
Wydawca: Colby Alighieri (fanowskie)
Rodzaj: Kinetic novel
Platforma: PC
Rok wydania: 2011
Willow to nastoletnia dziewczyna, która nagle i niespodziewanie zapadła na ciężką chorobę. Lekarze stwierdzili, że nie przeżyje dłużej niż pięciu miesięciu. Nadszedł ostatni miesiąc choroby. Bohaterka może już tylko poruszać się na wózku inwalidzki, prawie nie jest w stanie mówić. Wszyscy do okoła wydają się czekać na jej śmierć. Poza rodzicami, jedyne osoby, które ją odwiedzają, to pielęgniarka i jej dziwny asystent. Asystent, który pojawia się też w snach Willow.
"A Hope in the Morning: Willow's Dream Diary" to gra typu kinetic novel (czyli nie mająca pytań, wyborów, całkowicie liniowa) rozgrywająca się w świecie komiksu "Sandman". Autor fajne złapał klimat oryginału i wprowadził go do opowieści. Na początku może się to trochę dłużyć, ale potem robi się coraz ciekawiej.
Niestety, wszystko to psuje bardzo monotonne wykoanie gry. Nie ma tutaj typowej dla Visual Novel grafiki - napisy wyświętlają się na tle wypełniających cały ekran kartek, nie widzimy ani postaci, ani teł, niczego. Jedynie na screenach między dniami pojawiają się jakieś niewielkie obrazki. To bardzo duży minus, bo przy takiej opowieści brak grafiki sprawia, że pod koniec może robić się już to nudne.
W całej grze jest jeden, dość długi motyw muzyczny, z wokalizą. Jest fajny, ale po pewnym czasie też już zaczyna nudzić, bo jak długo można cały czas słuchać tego samego? Niestety, "A Hope in the Morning: Willow's Dream Diary" spodoba się chyba tylko najbardziej zagorzałym fanom komiksów z serii "Sandman". To taki fanfik, tylko w trochę innej formie i z dołożoną muzyką.
Download: forum Lemmasoft.
Ocena: 3/10
środa, 16 listopada 2011
Suck my dick or die - recenzja
Tytuł (oryginalny): Ryoujoku Guerilla Gari
Tytuł: Suck my dick or die!
Wydawca (oryginalny): Liquid
Wydawca: Mangagmer
Rodzaj: nukige, eroge
Platforma: PC
Data wydania w Japonii: 2002
Data wydania w USA: 2009
W kraju Mexicala trwa antyrządowy bunt. Oddział rządowych żołnierzy pod dowództwem porucznika Prospera jest w trakcie podróży do wioski, kiedy żołnierze gwałcą, a potem zabijają napotkaną kobietę. Prosper przybywa do wioski i razem ze swoimi żołnierzami obozuje w rezydencji bogatego posiadacza ziemskiego Maxima. Wieśniakom tłumaczy, że kobietę zgwałcili rebelianci i że on ich znajdzie.
W rezydencji, poza Maximem i jego córką Sharumi, mieszka też dwóch służących - Haresu, jeden z dwóch głównych bohaterów gry i pokojówka Riru. Haresu wieczorami odwiedza mieszkającą w wioscę Alfinę, która uczy go czytać. W tym czasie Prosper uznaje, że Riru jest związana z buntownikami i postanawia ją aresztować. Haresu i Sharumi szukają teraz sposobu, żeby uwolnić dziewczynę. Kto rzeczywiście jest związany z buntownikami?
"Suck my dick or die!" ma chyba jeden z najbardziej beznajdziejnie przetłumaczonych tytułów, jakie widziałem. Po japońsku ma ona tytuł " Ryoujoku Guerilla Gari", czyli "Rape Guerilla Hunting", co by lepiej pasowało do historii. Gra jest dość typowym nukige, czyli Visual Novel, w którym głównym tematem jest gwałt. Ale to jednak zależy od wyboru postaci, którą kieruje gracz.
Najciekawsze w tej grze jest właśnie to, że można wybrać bohatera. Pierwszy raz przechodzi się grę jako Haresu, ale za drugim razem, po prologu, można zdecydować, czy chce się grać Prosperem czy Haresu. Z perspektywy Prospera gra bardziej przypomina nukige, granie Haresu ma bardziej rozbudowane wątki miłosne. Fajny pomysł, według mnie, chociaż rzadko w takich grach stosowany. Haresu ma trzy dostępne zakończenia, Prosper - dwa.
Fabuła jest nawet oryginalna - tzn. zamiast typowej scenerii, jaką jest zwykle szkoła, tutaj mamy tematykę wojenną. Oczywiście, jest bardzo dużo seksu. Grafika jest ładna (w wersji angielskiej pozdejmowano mozaiki cenzorskie), bohaterki mają podłożone głosy. Każda ścieżka przejścia jest dość krótka, tak na ok. 2-3 godziny maksymalnie. Angielską wersję wydał Mangagamer. To było jedna z pierwszych tłumaczeń tej firmy i jest jeszcze niedopracowane - można zauważyć czasem literówki albo błędy.
"Suck my dick or die!" będzie najlepsze, jeżeli chcecie odpocząć od typowo szkolnych gier eroge i znaleźć coś innego w tym gatunku. Nie jest w żaden sposób wybitne czy szczególnie wyjątkowe (poza motywem dwóch głównych bohaterów), ale wydaje mi się, że może się podobać. Wydano jeszcze dwie kolejne części, ale żadna nie została przetłumaczona na razie na angielski.
Ocena: 6/10
VNDB: http://vndb.org/v899

piątek, 11 listopada 2011
X-Change 3 - Recenzja
Tytuł (oryginalny): X-change 3
Tytuł: X-Change 3
Wydawca (oryginalny): Crowd
Wydawca: Peach Princess
Rodzaj: romans, eroge, gender-bender
Platforma: PC
Data wydania w Japonii: 2004
Data wydania w USA: 2006
Minęło kilka lat od czasu, kiedy ostatni raz Takuya zmienił się w kobietę. Teraz jest już studentem na uniwersytecie, Asuka jest jego dziewczyną i wszystko wydaje się iść w najlepszą stronę. Bohater czasami wspomina nawet z nostalgią te chwile, kiedy był dziewczyną. Lepiej żeby jednak tego nie robił. Bo Kouji ciągle kocha się w jego kobiecej formie. To jemu udaje się skłonić do współpracy dziewczynę, która po raz pierwszy zamieniła Takuyę w kobietę - Asami Sato. Dzięki temu spiskowy Takuya po raz kolejny zmienia się w kobietę. Ale najgorsza wiadomość jest taka, że jeżeli w ciągu siedmiu dni nie znajdzie sposobu, żeby wrócić do swojej męskiej postaci, wtedy zostanie kobietą do końca życia.
W "X-change 3" powracają wszyscy ważniejsi bohaterowie dwóch poprzednich części. Nerwowa ale zakochana w Takuyi Asuka, złośliwa siostra Natsumi, zabujany w dziewczęcej formie Takuyi Kouji, genialna Asami, szalona Chisato i wielu innych. Pojawiają się też te same motywy co poprzednio, łącznie ze słynnym autobusem. Fabuła łączy wszystko to, co było poprzednio, tworząc z "X-Change 3" najbardziej rozbudowaną z przygód Takuyi.
Szkoda tylko, że ta część nie ma nic nowego do zapropnowania. Większość zakończeń, jakie możemy znaleźć w tej grze, występowało już w częściach pierwszej i drugiej. Wielka szkoda, że zrezygnowano z mini gierek, które były bardzo fajnym dodatkie w "X-Change 2". Właściwie to część trzecia przypomina drugą, tylko z lepszą grafiką, ale bez dodatków.
Grafika jest zdecydowanie lepsza niż w częściach 1 i 2, a według mnie, jest lepsza nawet od kolejnej gry z serii "YingYang: X-Change Alternative". Projekty postaci są fajne, dopracowane i dorosłe, dużo jest teł, cała gra ma dobrze zrobiony dźwięk. Nie brakuje też humoru. Szkoda trochę, że nie ma jakiegoś motywu fabularnego, który by się trwale przewijał we wszystkich ścieżkach. Zakończenie jest w sumie dwanaście, ale większość z nich przypomina te znane z poprzednich gier. Widać było, że tutaj autorom już się wyczerpały pomysły i kopiowali samych siebie.
Jak komuś się podobały "X-change" 1 i 2, to myślę, że trzecia gra z tej serii pewnie też mu się podoba, tym bardziej, ze nie ma więcej takich gier (ze zmianą płci) po angielsku. Crowd wydał jeszcze dwie gry z serii "X-change: Alternative", w których występują już zupełnie inne postaci. Pierwsza z nich wyszła nawet po angielsku, druga już niestety nie. Podobno "X-change 3" ma być też wydany po angielsku na DS, ale na razie to tylko plotki.
Ocena: 6/10
VNDB: http://vndb.org/v129
Subskrybuj:
Posty (Atom)